Fryzjer raz w miesiącu odwiedzał wszystkie regimenty szpitala. W sumie przebywał 3 dni. Na pana fryzjera nikt z nas nie czekał. Nie zauważyłem, żeby jego wizyta była szczególnym dniem. Nic z tych rzeczy.
Golibroda był starszym panem. Przypominał referenta z urzędu niż stylistę fryzur. Pojawiał się po śniadaniu. W kącie korytarza, w świetlicy-jadalni mościł warsztacik, czyli prowizorkę, łatwą do rozbiórki.
Na stoliku stawiał maszynkę do strzyżenia, ręczną i elektryczną, brzytwy, nożyczki i kilka grzebieni z powyłamywanymi zębami. Do krzesełka przywiązywał długi rzemienny pasek do ostrzenia brzytwy, którą wecował.
Nigdy nie przynosił ze sobą lustra. Strzygł, jak to się mówi, na sucho albo pod garnek. Postrzyżyny rozpoczynał od najmłodszych pacjentów. Siostry doprowadzały zarośnięte dzieci do mężczyzny golarza, a on już wiedział, jak przywrócić włosy do porządku.
Ciął równo, jak w wojsku. Dzieciom podobało się siedzenie na krzesełku, z prześcieradłem owiniętym jak szalik pod szyją. Podziwiali mężczyzny, iż potrafi klekotać nożyczkami jak bocian dziobem. Kędziorki spadały na ramiona i zsuwały się na ziemię, bo wszyscy się wiercili.
Mali pacjenci po strzyżeniu biegli do łazienki, aby przejrzeć się w lustrze. I robili znaczne oczy. [...]Jestem niepraktykującym pedagogiem specjalnym i tragarzem słów. Bywam jak ten żebrak z miseczką z sygnetu Johannesa Gutenberga (1399-1468).
Notuję, aby choć fragment wlazł na papier i przetarł światłem druku. Być może to są nalewki. W szeleście arkusza nie usłyszysz starodrzewu, iż jego matką jest szmata, ojcem gałgan, a dziećmi pulpa (ścier drzewny, masa celulozowa).
W szumie puszczy zapadają skargi z księgi wiatrów, w słojach zapisane. Na pniu, wraz ze ścieżkami i drogami, w których piasek. Ale to zobaczysz i usłyszysz tylko między wierszami. Robię wszystko, by zapiski w gazecie się uleżały, a potem dojrzały w książce, czyli w druku zwartym (klejonym albo zszytym).
To jest przecinka Losu, z kropką nad Życie. Jak przystało na syna tokarza, toczę i wytaczam, i wkręcam się w różnorodne tematy. Ale nie w drewnie czy metalu. Ponieważ wyzdrowienie mi nie grozi, więc staram się zdrowo pisać, bo nie mam innego wyjścia.
Jestem uzależniony od wspomnień. Retrospekcje wymagają olśnień, a także poezji.