Przyducha następuje wtedy, gdy zmniejsza się ilość tlenu w zbiorniku wodnym. Ryby wykonują gwałtowne ruchy, podpływają blisko powierzchni, próbują łapać powietrze, w końcu giną. Podobny proces dotyka bohaterów powieści Przyducha Macieja Piotra Prusa. Atmosfera świata, a w tym wypadku światem jest Kraków, zagęszcza się, przestrzeń do życia się kurczy, z dnia na dzień rozpada się znana rzeczywistość. Wszystko tonie w smogu i dymie, a aby przemieszczać się między dzielnicami miasta potrzebne są specjalne przepustki. Pojawia się strach, terror i inwigilacja.
Baba w babie, w babie baba, baba w babie. A na końcu spore bum. Taki jest koniec nieudaczników życiowych. Genialna książka!
Kora
Czasy są smutne jak hasła narodowców i ponure, niczym sen taliba, nie ma więc żadnego powodu, aby literatura o nich przypominała majowy poranek nad Morzem Śródziemnym. Choć książka Macieja Piotra Prusa nie jest na szczęście opisem teraźniejszości, a wyłącznie wizją czegoś, co może nas czekać, ale przecież katastroficzne wizje przyszłości najczęściej źródła mają w tym, co tu i dzisiaj się dzieje. Autorem targają rzecz jasna lęki globalne, nieobce dziś wszystkim myślącym ludziom w dowolnym miejscu globu, lecz zerka na świat przez zasłonę lokalności, mającą postać duszącego krakowskiego smogu. Swe obawy przenosi na papier w sposób wyrafinowany, przytłaczając czytelnika wyłącznie wizją przyszłości, a nie sposobem jej opisu, który jest wartki i połyskujący niczym górski potok. Gdybym miał porównać Przyduchę do innego dzieła z gatunku dystopii, od razu na myśl przychodzi Fahrenheit 451 Raya Bradbury'ego. Wizja Prusa jest wprawdzie jeszcze straszniejsza, u Bradbury'ego nie pili masowo wiśniówki.
Robert Makłowicz
Książka Prusa to wyjątkowo dziwna sprawa. Rozpoczyna się jak kręcący się wokół tajemnicy psychotyczny kryminał w klimacie Topora, później, nie marnując klimatu weird mystery, przechodzi w coś jeszcze ciekawszego: mocno osadzoną w Krakowie dystopię. A nawet, można powiedzieć, postapokalipsę. Klimat robi się duszny jak krakowski smog, ale i jak ten smog przepiękny, bo przyznacie Państwo, iż co pomarańczowa mgła, to pomarańczowa mgła. Prus to współwłaściciel Klubu efektowny Pies, więc od Psa się inicjuje i wokół Psa się trochę kręci. Przepiękny Pies staje się tu czymś w stylu twinkpeaksowej czarnej chaty, nie we wnętrzu lasów w stanie Waszyngton, tylko wewnątrz Krakowa, lecz z jeszcze dziwniejszymi mieszkańcami. No i czyta się szybko. I z ciągle rosnącym zdziwieniem i zaciekawieniem, aż do końca.
Ziemowit Szczerek
Powieść Prusa to dystopia mroczna, niebezpieczna wizja przyszłości, ale nie tocząca się w wymyślonym kraju, w alternatywnej rzeczywistości, lecz w miejscu, które znamy wszyscy. Nawet jeśli nie jesteśmy z Krakowa, to przecież powieściowy Kazimierz jest nam bliski jak własne podwórko. Te same ulice, te same knajpy, lecz jednak zupełnie już inne, bo opowieść dziejąca się w niedalekiej, ale przerażającej przyszłości ukazuje, jak rodzi się totalitaryzm, jak nadciąga apokalipsa. Ta powieść nie jest jedynie intelektualną zabawą, dlatego iż to wszystko naprawdę może się zdarzyć. Prus ukazuje nam przyszłość, która nadejdzie szybciej, niż się możemy spodziewać.
Wszyscy żyjemy w wynajętych ciałach mówi powieściowy tajniak bohaterowi, który odkrywa, że nie wie, kim jest naprawdę. Lecz my wszyscy także żyjemy w wynajętej nam przestrzeni, która w każdej chwili może nam zostać odebrana. O tym jest ta książka że wolność może skończyć się nagle, zanim dopijemy ostatniego drinka w atrakcyjnym Psie.
Krzysztof Varga
Baba w babie, w babie baba, baba w babie. A na końcu spore bum. Taki jest koniec nieudaczników życiowych. Genialna książka!
Kora
Czasy są smutne jak hasła narodowców i ponure, niczym sen taliba, nie ma więc żadnego powodu, aby literatura o nich przypominała majowy poranek nad Morzem Śródziemnym. Choć książka Macieja Piotra Prusa nie jest na szczęście opisem teraźniejszości, a wyłącznie wizją czegoś, co może nas czekać, ale przecież katastroficzne wizje przyszłości najczęściej źródła mają w tym, co tu i dzisiaj się dzieje. Autorem targają rzecz jasna lęki globalne, nieobce dziś wszystkim myślącym ludziom w dowolnym miejscu globu, lecz zerka na świat przez zasłonę lokalności, mającą postać duszącego krakowskiego smogu. Swe obawy przenosi na papier w sposób wyrafinowany, przytłaczając czytelnika wyłącznie wizją przyszłości, a nie sposobem jej opisu, który jest wartki i połyskujący niczym górski potok. Gdybym miał porównać Przyduchę do innego dzieła z gatunku dystopii, od razu na myśl przychodzi Fahrenheit 451 Raya Bradbury'ego. Wizja Prusa jest wprawdzie jeszcze straszniejsza, u Bradbury'ego nie pili masowo wiśniówki.
Robert Makłowicz
Książka Prusa to wyjątkowo dziwna sprawa. Rozpoczyna się jak kręcący się wokół tajemnicy psychotyczny kryminał w klimacie Topora, później, nie marnując klimatu weird mystery, przechodzi w coś jeszcze ciekawszego: mocno osadzoną w Krakowie dystopię. A nawet, można powiedzieć, postapokalipsę. Klimat robi się duszny jak krakowski smog, ale i jak ten smog przepiękny, bo przyznacie Państwo, iż co pomarańczowa mgła, to pomarańczowa mgła. Prus to współwłaściciel Klubu efektowny Pies, więc od Psa się inicjuje i wokół Psa się trochę kręci. Przepiękny Pies staje się tu czymś w stylu twinkpeaksowej czarnej chaty, nie we wnętrzu lasów w stanie Waszyngton, tylko wewnątrz Krakowa, lecz z jeszcze dziwniejszymi mieszkańcami. No i czyta się szybko. I z ciągle rosnącym zdziwieniem i zaciekawieniem, aż do końca.
Ziemowit Szczerek
Powieść Prusa to dystopia mroczna, niebezpieczna wizja przyszłości, ale nie tocząca się w wymyślonym kraju, w alternatywnej rzeczywistości, lecz w miejscu, które znamy wszyscy. Nawet jeśli nie jesteśmy z Krakowa, to przecież powieściowy Kazimierz jest nam bliski jak własne podwórko. Te same ulice, te same knajpy, lecz jednak zupełnie już inne, bo opowieść dziejąca się w niedalekiej, ale przerażającej przyszłości ukazuje, jak rodzi się totalitaryzm, jak nadciąga apokalipsa. Ta powieść nie jest jedynie intelektualną zabawą, dlatego iż to wszystko naprawdę może się zdarzyć. Prus ukazuje nam przyszłość, która nadejdzie szybciej, niż się możemy spodziewać.
Wszyscy żyjemy w wynajętych ciałach mówi powieściowy tajniak bohaterowi, który odkrywa, że nie wie, kim jest naprawdę. Lecz my wszyscy także żyjemy w wynajętej nam przestrzeni, która w każdej chwili może nam zostać odebrana. O tym jest ta książka że wolność może skończyć się nagle, zanim dopijemy ostatniego drinka w atrakcyjnym Psie.
Krzysztof Varga