Trzy tłumaczki to opowieść o Marii Skibniewskiej, Joannie Guze i Annie Przedpełskiej-Trzeciakowskiej – trzech pokaźnych i wybitnych polskich tłumaczkach. To także opowieść o warsztacie tłumaczy, ich wyborach, walkach – nie tylko o przekład, zlecenie czy o autora, ale także o przetrwanie. Historie tych, którzy w głównej mierze pozostają – niesłusznie – w cieniu.
Trzy tłumaczki. Im właśnie zawdzięczamy dostęp do znacznej części klasyki francuskiej i anglosaskiej, ich nazwiska widnieją w polskich wydaniach Baudelaire’a, Faulknera, Salingera, a bibliografie liczą po sto pozycji. Ich losy splatały się z historią życia literackiego w Polsce i z działalnością konkretnych wydawnictw, jakimi za czasów PRL-u były Czytelnik i PIW; ich praca kształtowała wyobraźnię i gusty obfitej części powojennej inteligencji. Krzysztof Umiński z wielką wnikliwością wydobywa z cienia osoby zwykle ukryte za stosem cudzych książek. Demonstruje ich warsztat, lecz także ich niebanalne życiorysy, w zróżnicowany sposób wplątane w historię dwudziestego wieku, od armii Berlinga po powstanie warszawskie. A wreszcie poznajemy doświadczenia trzech tłumaczek związane już bezpośrednio z ich pracą: cenzuralne perypetie Joanny Guze z esejami Camusa, bezbłędne wyczucie stylu przedwiktoriańskiego poprzez Annę Przedpełską-Trzeciakowską w przekładach powieści Jane Austen, jawne i ukryte zasadzki trylogii Tolkiena, jakie musiała pokonać Maria Skibniewska. Autor, sam tłumacz, mozolną sztukę przekładu potrafił przedstawić jako przygodę i wyzwanie; dość powiedzieć, że dalsze losy polskiej wersji Władcy Pierścieni czyta się właściwie jak kryminał.
Małgorzata Szpakowska
Niech czytelnika nie zwiedzie ten rzeczowy tytuł. Trzy kochanki byłoby jednakowo na miejscu. Albo nawet Języków obcowanie. Książka Krzysztofa Umińskiego to rzecz o namiętności, literaturze i trzech niezwykłych paniach, którym przyszło żyć w najgorszych czasach. Oryginalnie pomyślana, brawurowo napisana. Więcej nie powiem, żeby nie psuć nikomu radości odkrywania.
Maciej Zaremba Bielawski