Czy przeszłość zawsze warta jest tego, aby ocalić ją od zapomnienia$218 Rok 1912. Młody niemiecki oficer w stanie spoczynku, Jorg, przybywa do przemysłowego miasta Schwientochlowitz na Górnym Śląsku, aby zgodnie z zaleceniem ojca poznać tajniki pracy tutejszej huty żelaza.
Wkrótce w sklepie ze słodyczami poznaje Albinę Schmeiduch - nieśmiałą polską wdowę samotnie wychowującą córeczkę. Żadne z nich nie podejrzewa jeszcze, że ich płomienny romans da początek nieprzystępnej historii kilku pokoleń świętochłowiczan, których życie przypadnie na burzliwe czasy wojny i okupacji, komunizmu i długiej drogi do jego upadku.
W tych nieprzewidywalnych czasach jedyną ostoją jest miasto Schwientochlowitz - Świętochłowice, gdzie splątane języki niemiecki, polski, śląski i jidysz tworzą fascynującą sagę o zwykłych mieszkańcach uwikłanych w obfite wydarzenia XX wieku.
- Ja tylko chciałem prosić o zgodę na odprowadzenie pani do domu. Daleko pani mieszka$219 - Nie tak daleko, na Schwarzwaldstrasse - odparła odruchowo. - zawsze chodzę sama i nikt mnie nie musi odprowadzać.
- Znów pojawiła się myśl, że jest pyskata i powinna inaczej reagować. - Szkoda - uśmiechnął się smutno. - Do widzenia. Wyszedł tak szybko,choćby nie zdążyła odpowiedzieć. Ale jest żech durno, gupszo od tej naszej kozy, co sie kole domu pasie.
Ale co tam! Taki elegancki kawaler, a ona - prosto dziołcha stąd. Co żeby fater powiedzieli, jakby zoboczyli, iż ją taki elegant odprowadzo$220 Pewno żeby ją zryczoł. A może nie$221 A muter$222 To by dopiero było kozanie: iż to nie synek dlo niyj, że może szukać kogoś takiego jak łona, że ludzie bydom obgadywać.
Uśmiechnęła się, gdyż zauważyła, że myśli po śląsku, jak zawsze, kiedy się czymś zdenerwuje lub wzruszy.