Jeśli pół życia się zmyśliło, a resztę przegapiło, to można zawrócić do ostatniego wyraźnego obrazu w pamięci i od niego zacząć jeszcze raz. Choćby jeśli tym obrazem jest Związek Radziecki. Po wyjściu ze szpitala psychiatrycznego trafiłem na przewodnik po ZSRR, który namiętnie kartkowałem w dzieciństwie.
I znów: Baku. Samarkanda. Frunze. Duszanbe. Leninabad. Kaukaskie Mineralne Wody. Ałma Ata. Obóz pionierów Artek na Krymie. Nazwy, mapy i fotografie wciąż działały, więc zamiast trenować codzienność, wybrałem się na skrzyżowanie pamięci i fantazji.
To książka o wycieczkach - niby śladami starego przewodnika po ZSRR, lecz tak naprawdę w poszukiwaniu tego samego uczucia, które daje przebywanie w występowaniu budynku rodzaju Lipsk. Napisana do tego tak bezpretensjonalnie i uczciwie, jak tylko Juliusz Strachota umie.
- Olga Drenda Trzeba mieć wyobraźnię, by za cel pornostalgicznych peregrynacji postawić sobie zaliczenie wszystkich obrazków z przewodnika po nieistniejącym Związku Radzieckim. Ach, pięknie wypodróżował Strachota ten Sojuz, do ostatniego Lenina.