Być może najgłębszym sensem powieści jest schodzenie do podziemi, gdzie kłębią się opowieści, lęki i przeczucia. Uchodzimy z miejsc, z historii, z pamięci. Wit Szostak napisał po trosze dziennik, po trosze esej, zbiór opowieści i zmyśleń, po trosze powieść.
Wielość znaczeń prowadzi nas tropami słów, losów, namiętności i miłości. To literatura, która pozostaje w nas. Trudno w kilku zdaniach wypowiedzieć zamysł, którego realizacja zajęła ponad czterysta stron.
Ale można powiedzieć, że "Poniewczasie" to książka o uchodzeniu; o bezdomności; o niemożności zamieszkiwania. Ten pulsujący w człowieku dramat starałem się opowiedzieć na sporo sposobów. Uchodzimy z miejsc, z historii, z pamięci, z relacji, z życia.
Uchodzi z nas życie, sens, wspomnienia, bliscy. Desperacko próbujemy powiązać swoje istnienie ze światem, szukając korzeni, śladów, domów. Pisanie o tym wszystkim musi być także uchodzeniem poza formę literacką.
Wyszła mi książka, która jest po trosze dziennikiem, esejem, zbiorem opowieści i zmyśleń, a także wypisów z innych pisarzy i filozofów. I choć złamałem wszystkie pakty, które autor powieści zawiera z czytelnikami, to jednak uważam "Poniewczasie" za powieść.
Być może najgłębszym sensem powieści jest schodzenie do podziemi, gdzie kłębią się opowieści, lęki i przeczucia. W podziemiach nie ma odpowiedzi, są zatarte ślady pytań, których nie potrafimy postawić.
I chyba o tym jest ta książka.