Julian Tuwim był postacią tragiczną w sensie, jaki temu wyrażeniu pasuje w tragedii greckiej. Całe życie spędził Tuwim w cieniu własnego losu. Czarodziej, lecz z nieusuwalnym piętnem na policzku – siebie samego nie uwalniał od smutku i naznaczenia.
wspaniały człowiek, pozbawiony poprzez los, czas i chorobę radości życia. Twórca o znacznej, skomplikowanej do zmierzenia wyobraźni – cierpiący na lęk otwartej przestrzeni. Miał rację inny pokaźny łodzianin, Aleksander Bardini, gdy przypominał słowa żydowskiej modlitwy: „Boże, nie podnoś mnie do góry.
Boże, nie rzucaj mną o ziemię". Pęknięcie w poezji (w losie) to uchodźczy manifest My, Żydzi polscy, napisany w 1944 roku jako tren dla zamordowanego narodu i jako list z wyznaniem tożsamości żydowskiej, pełen nieskrywanego bólu, ale z gorzko sztubackim: „Jestem Polakiem, bo tak mi się podoba".
Manifest jest najwyraźniejszą cezurą w życiu i tworzeniu Tuwima. Zabraknie mu języka dla tej niewyobrażalnej rzeczy, jaką była Zagłada Żydów. Pęknięcie w życiu – to grudzień 1953 roku (na początku miesiąca pogrzeb Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego – Tuwim czuwa przy trumnie, słabnie, odchodzi na bok ).
Pisze ostatni, straszliwy, bezlitosny (zwłaszcza wobec siebie samego), wiersz Hołdy. 27 grudnia 59-letni poeta umiera w Zakopanem. Nie można było Tuwima uratować: serce – dosłownie – pękło. Powyższy opis pochodzi od wydawcy.