40 lat. 16 klatek schodowych. I jedna krowa na balkonie. Pofalowane betonowe morze. Czysty modernizm. Porzucona wśród trawy rzeźba. A może 860-metrowy moloch z przytłaczająco niskimi sufitami, klaustrofobicznymi mieszkaniami, kapryśną windą dojeżdżającą na wybrane piętra, a także nadzwyczajne miejsce dla samobójców$185 Znudzony i zmęczony upałem twórca falowca wyrusza w podróż krętymi ścieżkami mieszkaniowego labiryntu, odkrywając, iż zupełnie niechcący udało mu się zakrzywić czas.
Inżynier odbywa niedługie podróże w przyszłość. Przeżywa kształtowanie się Solidarności, dowiaduje się, czym są e-mail, Ikea, odwiedza sąsiadów, którzy prowadzą gospodarstwo rolne na dziesiątym piętrze i wysłuchuje gorzkich opowieści o konstrukcji bloku.
Realizm magiczny powieści przeplata się z satyrą, historią Gdańska i Przymorza, ważnymi dla Polski wydarzeniami, powodując, iż Latawiec z betonu to literacki majstersztyk, który na długo pozostaje w pamięci.
Kiedy przyszli pierwsi ludzie - rybacy, pasterze i dokerzy - nie wiedzieli, że z dziełem diabła posiadają do czynienia, lecz myśleli, iż to wiatr od morza tak ten dom pofalował, iż wije się w pyle i kurzu budowy.
I nazwali go falowcem. I zamieszkali w nim. "Jestem z falowca. Klatka C, trzecie piętro, sześciometrowy pomieszczenie od strony za każdym razem zacienionej galerii. Spędziłam tam dwadzieścia lat. Zboczeńcy, UFO nad falowcem, karaluchy i mrówki faraonki, ściany pokryte lodem w trakcie zimy stulecia i dzieci szukające pęknięć w bloku z ograniczonym terminem użycia.
Tylko krowy na balkonie nie pamiętam, być może jednak mieszkała w klatce A. Nie mogłam się oderwać od przygód Inżyniera - konstruktora falowca. Sam sobie winien". Magdalena Grzebałkowska Powyższy opis pochodzi od wydawcy.