Tłumaczyć język Prousta, znaczy zachować zdania w zarysie, w jakim zostały zamknięte, aby ich bukiet nie zwietrzał. Te konstrukcje przywodzą na myśl impresjonistyczne obrazy i działają w jednakowo zaskakujący sposób.
Kiedy w Muzeum Orsay spojrzymy z bliska na Huśtawkę Auguste'a Renoira, ujrzymy tylko grę barwnych plam. Prędkie uderzenia pędzla, który zdaje się mieszać farby bezpośrednio na płótnie, zamiast na palecie - żadnych konturów, tylko sąsiadujące z sobą odcienie kobaltu, błękitu pruskiego, żółci, szmaragdowej i oliwkowej zieleni.
Patrząc z bliska podziwiamy dzieło sztuki bezkształtnej, art informel. Dopiero z dystansu widać, że niebieskawe fiolety z lewej to pień drzewa, a zgaszone zielenie i żółcie to cienie na białej żeńskiej sukni z kokardami, które malarz zaznaczył niedbale rozbieloną ultramaryną.
Podobnie zdania Prousta sprawiają, podczas pierwszego czytania, wrażenie abstrakcyjnych konstrukcji. Urzekają oryginalną muzyką, lecz ich sens nam umyka i staje się zwolna jaśniejszy przy ponownej, przy kolejnej lekturze.
To naturalne i z pewnością celowe - zdania autora cyklu W poszukiwaniu utraconego czasu nie są do jednorazowego, ale do wielokrotnego czytania. Marcel Proust napisał w jednym z esejów zbioru Przeciwko Sainte-Beuve'owi: "atrakcyjne książki są napisane jak gdyby w obcym języku".