Czas się nie zatrzymał w Europie. Nie będzie lepiej. Jesteśmy wciąż wolni. Mamy wciąż jeszcze rezerwy. Jest ciągle jeszcze z czego ustępować. To się wszakże kiedyś skończy. Gdy oddziały żandarmerii Europejskich Sił Zbrojnych (na które bezmyślnie się zgodzono) zaczną grasować w polskich miastach, gdy naszą policją i służbami specjalnymi pokieruje jegomość z Luksemburga na garnuszku niemieckiej dyplomacji, gdy unijny Minister Spraw Zagranicznych zaprosi do Polski - w ramach przyjacielskiej wymiany doświadczeń - dywizję rosyjskich wojsk pancernych, będzie za późno.
I w procesie zagarniania poprzez Komisję Europejską kolejnych obszarów państwowości krajów członkowskich przybliża się nieuchronnie ów punkt graniczny, którego przekroczenie kładzie kres Polsce niepodległej.
Nie należy przegapić tej chwili. Oznacza ona zarazem, iż z miejsca i to nieodwołalnie tracą sens i ważność wszelkie nasze poprzednie kalkulacje, rachuby oraz taktyczne i propagandowe kompozycje. Znika pole do targów, gra z Unią Europejską jest skończona.
Pozostanie już tylko z niej się wynieść, trzasnąć drzwiami natychmiast i z rozmachem pomimo geopolitycznych przeciwwskazań, choćby się waliło i paliło. I wtedy będzie można znów wrócić do honoru.