Dwunasty już tom Opowiadań powojennych najszczególniej warszawskiego z pisarzy warszawskich Stefana Wiecheckiego Wiecha. Wiech nie tylko odtwarza koloryt Warszawy, on wręcz wytwarza język, gwarę warszawskich niewielkich cwaniaczków.
Opisując świat z punktu widzenie przeciętnego Warszawiaka cwaniaka, zawsze pewnego swych racji, zauważa w tym świecie masę absurdów, rzeczy pozytywnych i negatywnych. Wielokrotnie zajmuje się sportem, zwł.
kolarstwem (przecież cała Polska fascynowała się Wyścigiem Pokoju, więc wśród kibiców nie mogło zabraknąć Walerego Wątróbki i jego małżonki) i piłką nożną Wiech częstokroć kpi sobie z władzy, lecz ponieważ robi to jako pan,,Wątróbka" (bo tak się nazywa główny bohater opowiadań Wiecha) to zdaje się, że można to traktować z przymrużeniem oka.
A tym czasem Wiech był po prostu wielkim pisarzem i stworzył tę swoją specyficzną formę, bo może usprawniała zawoalowaną krytykę i pozostawiała to co najcenniejsze - trochę żartu, śmiechu, przymrużenia oka.
A o języku swojej twórczości sam Wiech stwierdził ambiwalentnie:,,Pytano mnie, czy uważam się za współtwórcę gwary warszawskiej. Współtwórca to za pokaźne słowo. Starałem się zawsze wiernie ją tylko odtworzyć.
Oczywiście zdarzało się na kanwie istniejących zwrotów wyprodukować coś nowego, ale wypadków tych było niewiele". Tej gwary już prawie nie ma, powracamy więc do Wiecha trochę z tęsknoty za dawną Warszawą, ale może na ogół, bo to po prostu pisarz znakomity, o którym M.
Choromański pisał nawet:,,Uważam Wiecha za jednego z najlepszych polskich pisarzy współczesnych". W tym tomie odnajdziecie opowiadania opublikowane pierwotnie w 1968 roku w zbiorze opublikowanym przez wydawnictwo Czytelnik pod tytułem Śmiech śmiechem.
Pominęliśmy opowiadania, opublikowane poprzez nas we wcześniejszych jedenastu tomach. Te opowiadania Wiech w Śmiech śmiechem po prostu powtórzył.