Tym dwóm zagadnieniom poświęcono poszczególne części tomu: I. Imiona, jakimi określali Jezusa wierni; II. Drogi modlitwy nieustannej, jakie zalecali i jakimi podążali asceci Kościołów Wschodnich. Skoro, z teologicznego punktu widzenia, każda modlitwa jest wzywaniem imienia i skoro jest ona także zbawienna - a nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni (Dz 4,12) - czy to samo odnosi się na dodatek do fonetycznego, iż tak to określimy, wołania imienia Jezus? Jakie są źródła tej tradycji? W jaki sposób stopniowo rozwinęła się ona tak szczególnie, iż dla niektórych przestała być tylko jedną z wielu dróg, stając się drogą modlitwy doskonalszej od pozostałych, a może i jedynej?
Wspomniana przez nas "prostsza sprawa" nieprzerwanie urasta w środowisku chrześcijańskim do rangi kwestii znaczącej. By zająć się nią tak, jak na to zasługuje, należałoby wysłuchać wszelkich świadectw z przeszłości, a to zadanie niemożliwe do wykonania. Dokonano zatem kwerendy częściowej, oglądając dokumenty wybrane spośród tych, które albo same w sobie wydawały się tu najistotniej nieodzowne, albo w największym stopniu potwierdzały opinie innych osób. Wyniki poszukiwań przedstawiono w niniejszej publikacji.
Oddawany w takiej postaci do rąk czytelnika szkic może nużyć szczegółowymi opisami, a równocześnie rozczarowywać brakiem tego, co pominięto. Tym, którzy autorowi będą czynić wyłącznie zarzuty, odpowiedziałbym następująco: ponieważ wyszukiwanie imion mężczyzny w rozmaitych dziełach sprawiało mi tak wielką radość, że czyniłem to, póki nie utraciłem resztek mego wzroku, dlaczegóż wy, których oczy są zdrowe, nie spróbujecie znaleźć tyle samo przykładów, uzupełniając tworzony wykaz?
Do tych, którzy w niniejszej książce będą dostrzegać tylko bezużyteczne dłużyzny, powiem: jeżeli do waszych dusz nie przemawiają te badania dotyczące imion pana Jezusa, za każdym razem możecie przedłożyć nad nie jakąś przyjemną dla ucha, intuicyjną i katafatyczą opowieść. Nie zapominajcie zresztą o zastępach profesorów i studentów, którzy swoją cenną cierpliwość i pomysłowość ofiarowują mniej niebanalnym zagadnieniom. Jestem chrześcijaninem i nic, co dotyczy Chrystusa, nie jest mi obojętne. Odnosi się to zwłaszcza do Jego imion, które w pewnym sensie utożsamiają się z Osobą pana.
Można aby skrytykować sam układ dzieła, nie istnieje bowiem trafne rozróżnienie pomiędzy imionami Jezusa a wzywaniem imienia. Zdarzało się, iż jakiś szczegół, a choćby akapit, który mógłby znaleźć się w pierwszej części, zamieszczony został w drugiej, bądź też odwrotnie.
Jako autor ze spokojem przyjmuję wszelkie krytyczne uwagi, życząc sobie, żeby zdolniejsi ode mnie, którzy w przyszłości będą zajmować się tą tematyką, w mniejszym stopniu zasłużyli na przygany. Jeden jedyny zarzut natomiast wykluczam i przed nim - jak ufam - wobec Boga nie muszę się bronić: oskarżenie, iż nie sprzyjałem całym sercem wszelkim ludzkim wysiłkom zmierzającym do osiągnięcia pokoju, w jedności z Panem, na drodze praktykowania czystej i bezustannej modlitwy. Jeśli jednak znalazłby się jeszcze ktoś, kto żeby mnie podejrzewał o coś przeciwnego - cóż: "Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nad nami" / Irenee Hausherr SJ
(Rh)
Pozycja warta polecenia.