Jeśliby dla zapisanych w tej książce opowieści szukać jakiegoś skrótu, metafory można by powiedzieć, iż są jak gest uniesienia rąk, kiedy o chłodnym poranku stojąc na osnutym węglowym dymem i mgłą kolejowym peronie, żegna się tych, którzy odjeżdżają na za każdym razem, nie wiedząc bez wątpienia, czy żegna się ich, czy siebie.
Mgła zaciera kontury rzeczy, w oświetlonych oknach widać jakieś postacie, twarze sprzed lat - nierozpoznawalne już, jednak znajome; za chwilę znikną w ciemności, pozostanie pustka, której przecież nie sposób wypełnić słowem.
Wtedy szuka się jakiegoś zaklęcia, gestu, znaku, czegokolwiek, co mogłyby zatrzymać czas, ocalić go od zapomnienia, choćby tym znakiem mógł być tylko gest podniesienie rąk... Powyższy opis pochodzi od wydawcy.