Dziennik bez samogłosek Aleksandra Wata jest jednym z legendarnych tekstów intymistycznych polskiej literatury XX wieku. Choć był wydawany już trzykrotnie, czytelnicy nigdy nie mieli szansy zapoznać się z wykorzystanym w nim "spółgłoskowym szyfrem". Sam sposób zapisywania, który bez dwóch zdań przyczyniał się do wytworzenia swoistej mitologii dziennika, nie mógł zostać przeanalizowany, zinterpretowany czy - po prostu -przeżyty. Niniejsza publikacja stawia sobie zatem za cel przeważnie jego dowartościowanie, zaprezentowanie go odbiorcy w formie najbliższej oryginalnemu maszynopisowi, najszczególniej minimalistycznej. Oddając sprawiedliwość sposobowi pisania Wata, zbliża się do tego, jak zwykł był myśleć i pracować: godzi się na nieciągłość, skokowość, ale także wieczny powrót tych samych idei, ich nieustanne, wręcz opętańcze przepracowywanie. Tylko w ten sposób - czytając transliterację tekstu Wata albo jego nową, jak najmocniej zbliżoną do oryginału wersję rozszyfrowaną - mamy szansę zrozumienia fenomenu „zapisu spółgłoskowego" wynikającego z zapotrzebowania przyspieszenia działania własnej ręki, schronienia się w piśmie przed prześladującymi, obsesyjnymi myślami, a także poddawania się i oddawania pola pętającej świadomość bolesnej somatyczności.
„Michalina Kmiecik po wielu latach sięgnęła do oryginalnego maszynopisu Dziennika bez samogłosek Aleksandra Wata i na jego podstawie przygotowała zupełnie nową edycję. Dopiero dzisiaj dziennik zyskał pełny kształt - tekst został przez Autorkę uzupełniony o transkrypcję licznych przypisów, które Wat pozostawił na maszynopisie. To wyjątkowo skomplikowane przedsięwzięcie, zważywszy na nad wyraz nieprzystępny do odczytania charakter pisma poety. Kmiecik starannie odtwarza historię dziennika, zastanawia się nad sposobem jego zapisu, uważnie śledzi wszelkie zmiany, jakich dokonała w nim żona pisarza.
Jakie jest znaczenie tej nowej edycji? typowo po raz pierwszy czytelnicy i badacze twórczości Wata będą mogli zapoznać się z oryginalną wersją tekstu. Poza tym jest to niezwykłe, powiedziałbym choćby eksperymentalne, przedsięwzięcie edytorskie".
Z recenzji prof. Drą hab. Adama Dziadka
Zadaniem każdego odbiorcy „oryginalnego maszynopisu" jest samodzielne wysłuchanie i uzupełnienie brakujących liter, uczynienie tego tekstu komunikatem - niekiedy stworzonym tylko dla siebie. Samemu zapisowi należy się jednak szacunek: tylko w oryginalnej formie stanowi on bowiem świadectwo cierpiącego ciała, nękanego przekonaniem o opętaniu, pozostawionego w samotności, twarzą w twarz z własnym zdezintegrowanym, roztrzaskanym przez ból „ja". Jestem przekonana, iż męka zaklinającego, tworzącego szyfr pisarza tylko wtedy zostanie zrozumiana, jeśli zza ścian więzienia towarzyszyć będzie jej męka egzorcysty-czarownika, błąkającego się bezładnie wśród pozostawionych przez niego znaków, sklejającego je w całość, która w każdej chwili może okazać się nieprawdziwa. Oddanie do rąk czytelników tylko wersji rozpisanej byłoby niejako ofiarowaniem Watowi brakujących mu wyrazów: problem w tym, że nie byłyby one jego własne. Pozostawienie zaś odbiorcy z „oryginalnym maszynopisem" stawiałoby edytora w pozycji strażnika z wiersza *** W czterech ścianach mego bólu: byłoby odmową współuczestnictwa i współautorstwa, odebraniem poecie prawa do ostatniego ratunku, jakim może okazać się egzorcyzm. Jedyne, co pozostaje, to słuchać pod drzwiami słów zatrzaśniętego już na za każdym razem w celi swojego somatekstu „ja", prze-pisywać je z największą starannością, dodając własny oddech tam, gdzie pierwotnie go zabrakło.
Fragment Posłowia