Pisujemy listy do najdroższych naszych zmarłych nie po to, żeby przenieść się duchem i wyobraźnią w ich przestrzeń, od tego są modlitwy, ale żeby – na moment czasu pisania – wezwać ich „stamtąd" – tutaj; przywrócić, umiejscowić wśród naszych sprzętów i widoków, rzeczy dotykalnych i przez nich dotykanych.
Przelotnie unieważnić ich śmierć. (…) Illg uobecnia nie pomnik wielkiego Poety, ale żywego człowieka, z jakim sam obcował, z którym prowadził ważne rozmowy, któremu wydawał książki, lecz z którym także żartował, popijał whisky, podróżował, który darzył go przyjaźnią, a którego on darzył podziwem i miłością, nigdy nie krępując go jakimikolwiek tego typu manifestacjami. (…) Szczerość poetyckiego rozmiaru tej korespondencji, zdyscyplinowana emocjonalność, wyzbyta cienia jakiegokolwiek sentymentalizmu, egzaltacji, patosu – jakoś wyjątkowo mnie wzrusza. Jak dar. Męski dar przyjaźni dla Adresata. I dar z tej przyjaźni dla mnie, czytelnika.
Z posłowia Stanisława Balbusa