Wystrzelone kule dosięgnęły celu. Dało słyszeć się charakterystyczny dźwięk pocisków trafiających w metalowe części uzbrojenia i wyposażenia dragonów. Kule zrywały jeźdźcom kapelusze, raniły głowy i twarze, gruchotały kości nóg.
Najkrwawsze żniwo saski ogień zebrał w koniach. Kule świstały wszędzie raniąc wierzchowce w piersi, brzuch i głowy. Ranne i oszołomione wierzchowce wypadały z pola bitwy, zawracając w kierunku stanowisk szwedzkich.
Niektóre konie wracały z pustym siodłem, inne, otrzymawszy śmiertelne trafienie, padały, przygniatając jeźdźca. Szwedzka linia została "skoszona", dziesiątki wierzchowców wraz z kawalerzystami padło na ziemię.
Impet uderzenia załamał się. Jednak w tym całym zamieszaniu, grupce szwedzkich żołnierzy udało się przedrzeć do wnętrza czworoboku Sasów...