Rozprawa Michała Pawłowskiego O granicy poznania
zakwalifikowała się do finału Konkursu o Nagrodę im. Barbary Skargi
ogłoszonego w maju 2019 roku, a rozstrzygniętego w listopadzie 2020.
Temat konkurs brzmiał: Metafizyka dziś
[…] Kolejną wartą przypomnienia właściwością granicy (o ile w sytuacji pseudoobiektu tego typu można w ogóle mówić o własnościach) jest złączenie w ramach jej ukonstytuowania elementu koniecznościowego z niepodlegającym determinacji. Granica poznania, leżąc zwyczajnie tam, gdzie leży, ma zarys niepodlegającej negocjacji rzeczywistości – z drugiej strony sama została ustanowiona przez rozum, zdawałoby się więc, żeprzez niego może zostać zniesiona lub przesunięta. Rzeczywiście, rozum według Kanta może rozszerzać granice swego poznania, jednak jest to cykl żmudny i wymagający wielkiej ostrożności. Paradoksalność zniknie, gdy weźmie się pod uwagę transcendentalny charakter tego częściowo przypadłościowego determinowania granicy i empiryczny kształt bariery napotykanej w rutynowym użyciu przez rozum. Pomocna może być także analogia z Heglowskim utożsamieniem wolności z koniecznością na wyższym poziomie rozwoju Rozumu lub figurą zmuszania do wolności, zaproponowaną poprzez Jana Jakuba Rousseau.
Tak jak dla Kanta granica w myśleniu wraz ze swymi warunkami jest określana na sposób syntetyczny, totalizm Wittgensteinowskiego ujęcia wiedzy, ukryty za pojęciem sensowności, jest dużo dalej posunięty i uzyskuje ściśle analityczny zarys. Znaczy to tyle, że, paradoksalnie, sens i nonsens opierają się na takim samym językowym tworzywie. Na pierwszy rzut oka informacje zdanie może dobrze przynależeć do sfery sensu, konstatując jakiś fakt, bezsensu rozumianego jako beztreściowość znamionująca logiczny szkielet świata, czy niedorzeczności wykraczającej poza jego granice. Dopiero jego analiza wskaże, do której dziedziny przynależy. Jednak samo to kryterium zbudowane jest w języku i na nim również się opiera. W efekcie znika nadwyżka pojęciowa, oddzielająca prawomocny dyskurs od nieuzasadnionego, a granica okazuje się, wprawdzie konsekwentnym, ale tylko pojęciowym rozróżnieniem. […]
Fragment rozdziału IV
Michał Pawłowski o swoim eseju:
Głównym tematem eseju O granicy poznania. Metafizycznie i einzcyzifatem jest tytułowa granica poznania. Podstawowe zawarte w nim pytanie brzmi: w jaki sposób jest w ogóle możliwe, by rozum sam ustosunkowywał się do swych granic? Wielokrotnie filozofowie (zwłaszcza ci „metafizyczni") czy naukowcy formułowali i wciąż formułują pewne zdania dotyczące tego, co poznawalne oraz tego, co granicę poznawalności przekracza. Zdawałoby się, że nie ma tu nic kłopotliwego – wystarczy sformułować pewne kryterium „poznawalności" i następnie wskazać grupę obiektów mu podlegających, wyłączając to wszystko, co się wymyka poza reżim poznawalnego. Tak aby postąpił rzetelny badacz.
aczkolwiek charakter tej granicy, z konieczności wyznaczanej przez rozum (choćby gdy niezależnie od tego miałaby być ona determinowana przez, powiedzmy szumnie, Naturę), okazuje się przy uważniejszym oglądzie czymś co najmniej problematycznym. Czy jej wytyczenie w jakimś konkretnym miejscu nie wymagałoby umiejętności przynajmniej chwilowego wykroczenia poza nią, jak sugeruje Wittgenstein? Zresztą co to żeby miało być za miejsce? Wykluczenie pewnych obiektów jako niepoznawalnych równałoby się uznaniu ich za nieistniejące z perspektywy poznającego rozumu, a przecież niepodobna dopuścić granicę przebiegającą między czymś a pustką. Z drugiej strony, jeśli ma to być granica pomiędzy czymś a czymś, nie będzie to już granica poznania we właściwym sensie.