To szarkijja pokonała wojska Napoleona, kiedy chciały zawładnąć Bliskim Wschodem. Gdy wieje ten pustynny wiatr, gorący piasek gryzie w oczy i daje się we znaki jednakowo jak krzywda, która spotyka Beduinów zepchniętych na najniższy szczebel drabiny społecznej Izraela.
Rząd niezmiennie kwestionuje ich prawo do ziemi, przyznane jeszcze przez władze osmańskie i potwierdzone poprzez mandat brytyjski. Izraelski plan zagospodarowania pustyni Negew zakłada przymusowe wysiedlenia Beduinów, wyburzanie postawionych bez specjalnej zgody domów, osiedli i całych wiosek.
Choć teoretycznie są pełnoprawnymi obywatelami i od lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku spierają się przed sądami z władzami Izraela, ich sytuacja niewiele się zmienia. Brak im doświadczonych przywódców, a jednak mówią o nieuznawanych wsiach, używając ich historycznych nazw, zawiązują komitety, tworzą zorganizowane siły nacisku.
Nie chcą być potulni, nie zgadzają się na kompromisowość dziadków i rodziców. Marzą o gwałtownym przełomowym wichrze, który zmusi Izrael do uznania praw swych obywateli z pustyni. Wieje szarkijja to kolejna po żydowskiej Izrael już nie frunie i palestyńskiej Oczy zasypane piaskiem reporterska odsłona izraelskiego dramatu.
Trzeba pisać jak Smoleński, by historię poniżenia Beduinów z Negewu - dziesiątki razy wyburzanych miast, przemocy, poligamii, narkotyków - opowiedzieć tak ciepło i soczyście. Trzeba też od podszewki znać Izrael i jego wyrzuty sumienia, żeby trafić w sedno: Beduin to esencja,,obcego".
Arab, ale pogardzany przez Arabów, Izraelczyk, ale pognębiony przez Izrael. Smoleński pisze o miejscach, gdzie drzewa i psy są ważniejsze od ludzi, a mimo to otrzeźwia i orzeźwia jak beduińska herbata.