Jak poznałem Hailey?
Cóż, dżentelmen nigdy się nie przechwala…Na szczęście ja nie jestem dżentelmenem. Najpierw zapłaciłem za jej wisienki, a potem skradłem jej bukiecik. A jeszcze później? Zostawiłem swoją wizytówkę i wyszedłem.
Jak poznałam Williama?
Wszedł do mojej piekarni, kupił placek z wiśniami, ukradł wazon pełen kwiatów – wciąż nie mam pojęcia, po co mu one były – i zostawił wizytówkę.
Nie uratował mojego podupadającego interesu, nie sprawił, iż mój walnięty były chłopak się odczepił,bardzo chciałam, żeby rozwiązał mój inny problem… dwudziestopięcioletniego dziewictwa.
Dlatego wiedziałam, że wykorzystam tę wizytówkę. I wiedziałam, iż jestem w tarapatach, kiedy usłyszałam w telefonie ten jego zmysłowy, głęboki głos: „Wciąż pragnę twojej wisienki. Jest szansa na dostawę do domu?”.