"Na historię można patrzeć na mnóstwo sposobów. Można skupić się na jej aspekcie militarnym, gospodarczym, obyczajowym lub politycznym. Można przyjąć punkt widzenia przywódców lub dowódców. Ale można również spróbować ujrzeć ją tak, jak widzieli ją zwykli ludzie. Osoby, które były świadkami wydarzeń albo bezpośrednio w nich uczestniczyły.
„Świadkowie – zapomniane głosy. Holokaust” to opowieść o wymordowaniu przez reżim nazistowski ponad sześciu milionów ludzi, w większości Żydów. Ponad sto osób, świadków i uczestników, przedstawia nieubarwione, poruszające obrazy świata gett, obozów i marszów śmierci. Wśród historii mówiących o niewyobrażalnych potwornościach odszukamy jednak i takie, które świadczą o nadziei i przetrwaniu.
Autorka książki poprzez dwadzieścia lat dokumentowała historię Zagłady, nagrywając wspomnienia osób, którym udało się przeżyć prześladowania. W książce znalazło się ponad sto zarejestrowanych poprzez nią relacji świadków, uzupełnionych zapisem nagrań z amerykańskiego Holocaust Memorial Museum w Waszyngtonie.
Od tłumaczki: „Przypomina się próba opowiedzenia angielskim kuzynom o babci, która umierała z głodu w warszawskim powstaniu. Tuż przed śmiercią pobożna staruszka prosiła o coś do jedzenia. Trudno, niech nie będzie koszerne, mówiła, niech będzie nawet wieprzowy kotlet. Lecz to należało angielskim kuzynom powiedzieć po angielsku, więc babcia prosiła nie o kotlet, tylko o pork-chop i od razu przestała być tamtą umierającą babcią. Na szczęście – bo można już było opowiadać o niej bez histerii, spokojnie, tak jak się opowiada przy kulturalnym obiedzie zróżnicowane zajmujące kawałki”. (Marek Edelman, Zdążyć przed Panem Bogiem)
Nieprzypadkowo przywołuję na wstępie te słowa firma Edelmana. Miałam je w głowie od chwili, kiedy pierwszy raz wzięłam do ręki angielskie wydanie Forgotten Voices – Holocaust. Dla kogoś, kto o Zagładzie czytał wcześniej mnóstwo, lecz po polsku, zetknięcie z obcojęzyczną relacją z wydarzeń, które odczuwa się jako głęboko zanurzone w tragicznych dziejach Polski było zdumiewającym przeżyciem. I rzeczywiście, trudno było oprzeć się przekonaniu, iż Edelman miał stosowność. Losy ludzi uwięzionych w gettach w najróżniejszych krajach, losy więźniów hitlerowskich obozów i walczących o przetrwanie uciekinierów brzmiały inaczej niżeli relacje, które znałam. Czasem dziwnie, kiedy przyglądałam się prawidłowo znanym słowom zapisanym w angielskiej transkrypcji, czasem jakby spokojniej – zapewne dlatego, iż angielskie sformułowania były zrozumiałe, lecz pozbawione aury emocjonalnej, która towarzyszy pojęciom z ojczystego języka. Myliłam się jednak szczególnie, sądząc, że mimo tragiczności opisywanych zdarzeń proces tłumaczenia będzie w miarę bezbolesny. Nie był. Mimo że, jak wspomniałam, pisałam o zagadnieniach, które nie są mi obce, kontakt z relacjami przedstawionymi w tej książce na długo odebrał mi spokojny sen."