„Postanowiłam przelać na papier swoje wspomnienia, mimo iż wiem, iż jest to zadanie nielekkie, połączone z bólem i cierpieniem. Ale czuję, że powinnam, bo jestem to winna nie tylko moim dzieciom, lecz też historii.Gdy spojrzę wstecz, w przeszłość, widzę ich wszystkich, pojawiają się jak w kalejdoskopie.
Widzę ciocię Frumę, starszą siostrę mojej mamy, mądrą, okazałą kobietę, matkę dwojga dzieci. Widzę jej syna, mego kuzyna Lusia, starszego ode mnie o rok. Ma krótki wzrok, jest chudy, jak na swój wiek wyrośnięty, bystry i inteligentny.
A tuż obok jego młodsza siostrzyczka Betka. Ma zaledwie dwa latka, uśmiechniętą buzię, niebieskie oczy i masę niesfornych loczków miodowego koloru. Wspominam moją ciotkę Donię, która tak pięknie umiała śpiewać, i jej pięcioletnią córeczkę Niusię, ładną i zaradną dziewczynkę.
Jej małego braciszka Bena pamiętam jako zaledwie półroczne niemowlę. A słodki Lesio, blondyn o mądrych oczach, ma tylko sześć lat, a już umie czytać.Widzę ich wszelkich…Pamiętam, że to my, całe stadko rozbawionych wnuków, byliśmy źródłem radości i pociechy dla naszego dziadka Jakóba Habera z Horodenki.
Był on przekonanym syjonistą i wierzył, że kiedyś w końcu uda mu się pojechać z rodziną do Ziemi Świętej. Marzył, iż tam młode pokolenie zazna życia spokoju, z dala od nieprzyjaznego otoczenia, a on sam zostanie pochowany w Jerozolimie.Właśnie jego miałam w pamięci, gdy stanęłam jak skamieniała, dotarłszy po raz pierwszy do Ściany Płaczu w 1967 roku.
Stojąc przed monumentalnym murem Starej Świątyni, patrzyłam na olbrzymie kamienie i wyrastające spośród nich wątłe źdźbła zielonej trawy, czując jakąś magnetyczną siłę przyciągającą mnie ku nim. Nie mogłam opanować łez, gdy procesja tych wszystkich drogich mi osób przesuwała się przed oczyma mojej wyobraźni.
Niestety, tylko ja jedna z nich wszelkich przeżyłam i mogłam przyjechać do ojczyzny naszych przodków sprzed dwóch tysięcy lat. Tylko ja jedna mogę opowiedzieć o ich życiu i śmierci”.