Właściwie wypalone cegły, jeśli uderzyć jedna o drugą, wydają dźwięczny ton i są wiśniowe, prawie bordo. Na cegłę mówiono: palcówka - bo często, ten, kto ją robił, zostawiał w niej odciski palców. Na dom potrzeba pięćdziesiąt tysięcy wiśniowych palcówek.
stwarza się dla innych. Nie tylko dla dzieci i wnuków, ale dla otoczenia. Dla miejsca. By nie zepsuć przestrzeni, nawiązać z nią relację, wtopić się w krajobraz. Ale dom żyje, tak długo, jak żyje w nim człowiek.,,Kto zdążył, ten wyburzył" - słyszy Dorota Brauntsch.
Bo murowane domy chłopskie na ziemi pszczyńskiej z XIX i początków XX wieku wreszcie zostały lubiane za zabytki, dowód kultury, a więc podlegają ochronie. Tylko iż prawie wszystkie już zniknęły... I nadal znikają.
To opowieść o cegle, kulturze chłopskiej, przemianie Górnego Śląska i o tym, czym jest dom. I jeszcze o idealistach, którzy próbują ocalić przeszłość. Bo jeśli nie wiesz, skąd jesteś, nie wiesz, kim jesteś.
O ładnie budynków wznoszonych sercem, nie rozumem. O miłości do miejsca, z którego się wyszło. O wiejskiej architekturze dawnego Śląska. Dorota Brauntsch napisała książkę całkowitą wiedzy, a jednocześnie poetycką i nostalgiczną, w której domy są jak ludzie - Anna Dziewit-Meller To perfekcyjnie napisana książka o racjach naszej egzystencji i języku, w jakim winniśmy o nich mówić.
Wszak żyć, to mieszkać, a mieszkać nie można bez budowania. Budowania, a nie fabrykacji. Przeczytajmy tę opowieść o szacunku dla przedmiotów i dla przestrzeni. To rzecz o szkodach, jakie wyrządza zadziorne pragnienie fałszywie pojętej progresywności - profesor Tadeusz Sławek Rozumiem Dorotę Brauntsch - zajęła się tematem z ciekawości, a to najlepsza motywacja do pisania reportażu.
Zakochała się w murowanych domach chłopskich z okolicy Pszczyny, tak jak ja zakochałem się w mojej Miedziance. I co najważniejsze - straciła dla nich głowę, ale nie rozum.