Książka nie posiada żadnych szczegółowych rozważań patogenetycznych, nie zastanawiałem się także nad ewentualnymi powiązaniami między rozmaitymi rodzajami depresji. Nie dlatego, iż nie jest to ważne, lecz nie taki cel sobie postawiłem. Chodziło mi zwykle o wyjątkowo ergonomiczny aspekt planowania solidnych działań leczniczych. Byłbym szczęśliwy, gdyby moje rozważania pomogły lekarzom, a zwłaszcza ich pacjentom.
Za sprawą ICD-11 wkrótce pożegnamy zaburzenia afektywne, zamieniając je na bardziej swojsko brzmiące zaburzenia nastroju, ale istota sprawy nie ulegnie zmianie i nadal kilka czy kilkanaście procent społeczeństwa stanowić będą osoby pogrążone w mroku, oczekujące na to, iż ich przewodnicy będą umieli sensownie oświecić im drogę.