Cierpiał, iż nie może znaleźć się natychmiast we wszelkich tych miejscach, które rozwijały się tu i tam w nieskończoności jego wizji, daleko od niego. Nagle zadziwiło go brzmienie jego własnego głosu, trochę zgrubiałego i przesadnego, który powtarzał już od kwadransa:,,Życie jest smutne, to idiotyczne" (ostatnie słowo zostało uwydatnione oschłym gestem prawej ręki, spostrzegł nagły ruch swojej laski).
Powiedział sobie ze smutkiem, iż te machinalne słowa były dość banalną wersją wizji, których być może nie sposób wyrazić.,,Niestety! Intensywność mojej przyjemności albo mojego żalu jest z całą pewnością stokrotna, ale treść intelektualna pozostaje ta sama.
Moje szczęście jest nerwowe, osobiste, nie potrafię go wytłumaczyć innym i jeśli pisałbym w tej chwili, mój styl miałby te same właściwości, te same wady, niestety! tę samą przeciętność, co w głównej mierze". Lecz błogostan fizyczny, jakiego doświadczał, uchronił go przed długim rozmyślaniem, w nim odnalazł bezpośrednio najwyższe pocieszenie i zapomnienie.
Dotarł do bulwarów. Ludzie przechodzili, a on dawał im odczuć swoją sympatię, czasem spotykał się z wzajemnością.