W swoim eseju Michał Herer podejmuje konwencjonalny i z pozoru banalny problem przyjaźni jako możliwego spoiwa ludzkiej wspólnoty równocześnie w rozmiarze prywatnym, jak i w rozmiarze publicznym. Problem jest tradycyjny, bo sięgający starożytności – pisał o nim w szczególności Arystoteles uważający przyjaźń, którą cenił jeszcze wyżej niż sprawiedliwość, za najkorzystniejszy sposób realizacji zarazem etycznych i społeczno-politycznych cnót. Jeżeli teraz problem przyjaźni wydaje się banalny, to w szczególności dlatego, iż pojęcie to pozostało odarte ze swojego normatywnego sensu, zachowując niemal wyłącznie sens psychologiczny: przyjaźń to uczucie łączące nas z tymi, których lubimy, bo są do nas podobni albo obecnie nam niezbędni. Z tego punktu widzenia postulat „przyjaźń powszechnej” wydaje się czystą utopią i naiwnością.
Michał Herer nie jest jednak naiwny. Genialnie zdaje sobie sprawę z tego, iż dzisiejsze czasy nie sprzyjają „kulturze przyjaźni”. Postępowe więzi społeczne opierały się zwykle na rodzinie z jednej strony (wraz z towarzyszącą jej ideą romantycznej miłości) i narodzie (państwie narodowym) z drugiej. Obie te więzi przechodzą dzisiaj kryzys: zarazem tracą na wartości i usiłują tę wartość odzyskać – przeciwko globalizującemu się i nieuchronnie najróżniejszemu, wielokulturowemu światu. Świadom tego kryzysu i związanych z nim zagrożeń autor eseju oferuje powrót do namysłu nad ideą przyjaźni – ponadrodzinnej i ponadnarodowej.
bezpłatny fragment: