Donald Tusk jest od dziesięcioleci obecny na polskiej scenie politycznej. Można powiedzieć, że jest nie tylko jednym z jej głównych aktorów, lecz też reżyserów, a być może choćby współtwórców systemu, z jego wadami włącznie.
przez wielu jest postrzegany od lat jako geniusz polityczny, poprzez innych jako arcykłamca i hochsztapler. Wydaje się jednak, iż prawda jest inna. Tusk nie jest ani jednym, ani drugim, on po prostu zrozumiał, na czym polega system społeczno-polityczny, dominujący na tzw.
Zachodzie, a ukształtowany w Polsce po 1989 r. To jest system prosty, może choćby prostacki - jego zasadą jest siła. Kto ma siłę, kto umie ustawić się po jej stronie, ten ma władzę. Władza, rządzenie nie jest zaś po to, żeby realizować jakieś idee, jest celem sama w sobie.
Donald Tusk tego systemu nie wymyślił, on się do niego wspaniale dostosował i nadzwyczajnie w nim funkcjonuje. To, iż w perspektywie przeciętnieterminowej jest to system zabójczy dla społeczności, której przyszło w nim żyć, należy do innej opowieści.
Były "prezydent" Europy szczerze powiedział po wyborach w 1993 r., które wyrzuciły jego partię, Kongres Liberalno-Demokratyczny, ze sceny politycznej: „W zwycięstwo racji pozbawionej siły uwierzyli także liberałowie.
Nie łudząc się co do pragnień większości wyborców zakładaliśmy długotrwałe i produktywne wsparcie Lecha Wałęsy. Nasz liberalizm ustawiliśmy obok polityki, nie szukaliśmy odpowiedzi na pytanie: jak rządzić? tylko: jak przekształcać? Reformatorski romantyzm uznaliśmy za cnotę naczelną (do dziś decyzje rujnujące popularność naszych rządów, trafne z punktu widzenia interesu państwa, są powodem dumy naszych ministrów i premierów)".
Formacja polityczna nie przetrwała, lecz przetrwał Donald Tusk, bo się przystosował. Od tej pory nikt mu już nie przeszkadza w wykonywaniu polityki żagla ustawiającego się do wiatru, pchającego jego i współpracowników ku władzy.
wystarczy czujność i wrażliwość na kierunek wiatru, pchającego ku władzy i można rządzić do końca świata, i jeden dzień dłużej. Jak już wspomniano, władza jest celem jedynym. Czy zatem reprezentanci gdańskich liberałów i ich młodzi następcy są politykami bezideowymi? Broń Panie Boże - ich ideą jest władza, a przynajmniej udział we władzy.
mnóstwo się mówi na przykład o lewicowych, nowoczesnych skłonnościach, poglądach Donalda Tuska i jego środowiska. Rzeczywiście, od początku istnienia PO-KO Tusk nie tylko z dziwnym upodobaniem zagospodarowuje rozmaite odpady osobowe lewicowego pochodzenia (Arłukowicz, Nowacka itp.), ale też umożliwia im nieproporcjonalny do ich rzeczywistego potencjału politycznego wpływ na polityczne i społeczne życie kraju.
Jedynym sensownym wyjaśnieniem tego procederu jest przekonanie, iż po lewej, postępackiej stronie sceny politycznej jest siła, która pozwala na rządzenie, rozumiane jako sprawowanie karykatury funkcji królewskich.
jednocześnie ma on świadomość, iż ta sytuacja mu nie zagraża, jako że lewica w Polsce ma wciąż nieznaczne poparcie elektoratu, nigdy więc, tj. W dającej się przewidzieć przyszłości, nie okaże się siłą zdolną wyeliminować swojego dobrodzieja.
Jeszcze obszerniejsze znaczenie dla rozwoju lewicowo-postępowych skłonności D. Tuska ma atmosfera polityczna panująca w zachodnim świecie politycznym. Unia Europejska i USA w obecnym zarysie politycznym wspierają wszelkie progresywne szaleństwo i są owym źródłem siły.
Czytelnikom tej książki pozostawiamy odpowiedź na pytanie, jak zachowywałoby się środowisko gdańskich liberałów, gdyby na Zachodzie zaczęła dominować lewica w wersji faszystowskiej?