W świecie, gdzie człowiek człowiekowi wilkiem, warto być… kotem.
Charlie nie jest żadnym superbohaterem. Można aby powiedzieć, ze jest całkiem zwyczajnym gościem, ale tak naprawdę plasuje się w najniższych granicach przeciętnej. Jest rozwodnikiem, mieszka z kotem w domu, który jego rodzeństwo usilnie stara się sprzedać. Pracuje dorywczo jako nauczyciel i marzy tylko o tym, by otworzyć pub w centrum miasta. O ile jakikolwiek bank udzieli mu na to pożyczki, na co nieszczególnie się zanosi.
nieprzewidziany spadek po zmarłym wuju wydaje się istnym błogosławieństwem i rozwiązaniem wszystkich problemów. I tu całkowita racja. Wydaje się. Charlie nie doczytał najwyraźniej aneksu niewiele znaczącym druczkiem i razem ze spadkiem przyjął...imperium złoczyńców. Jasne, wraz z kryjówką na wulkanicznej wyspie, superlaserami i wypasionymi jamami z lawą. Ale też z całą rzeszą wrogów i to nie tak staroświeckich jak jego poczciwy wujek-złoczyńca. Jego rywale są bogatymi, bezdusznymi drapieżnikami wspieranymi poprzez międzynarodowe korporacje i organizacje lubujące się w inwestycjach wysokiego ryzyka.
Na barki Charliego spada więc ciężar, zapoczątkowanej poprzez wujka wojny, wypowiedzianej niegdyś lidze superzłoczyńców. Na szczęście z bandą zrzeszonych acz kłopotliwych delfinów, nadludzko inteligentnymi i gadatliwymi kotami szpiegowskimi i innymi przerażającymi popleczniczkami u boku, schodzenie na złą drogę, wydaje się całkiem… prawidłowe.