zgromadzone tu w jedną wiązankę hymny i kancony włoskie św. Franciszka Serafickiego, łacińska pieśń św. Bonawentury, poezje Jakuba z Todi tego trubadura-zakonnika; nareszcie sonety i kantyki hiszpańskie św.
Teresy i św. Jana od Krzyża, z zasady nie zwracają dziś uwagi na te, jedyne w swoim typu utwory, zapewne z tej przyczyny, iż ‘nowoczesny’ kodeks literacki, wyłączając wszystko, co tylko wyszło z Kościoła i miało z nim ścisły stosunek, zostawiał świeckiej sztuce, nawet najbardziej pogańskiej, pierwszeństwo; a kwiaty poezji z ducha chrześcijańskiego wykwitające, otacza się zapomnieniem i nie chce o nich nic wiedzieć.
Czy słuszny jest ten ostracyzm estetyczno-literacki? Niech osądzą czytelnicy, zwłaszcza ci, którym błogą jest poezja. Jeżeli tacy natchnieni lirycy przeciętniewieczni, wzbijający się w siódme niebo na skrzydłach mistycznej miłości, nie mają posiadać prawa nazywać się poetami, dlatego, iż opiewają nieodgadnione drogi, po których dusza ogarnięta miłością łączyła się ze swym Stwórcą — a natomiast pierwszy ulepszony składacz światowych rymów, rości sobie prawo do tego tytułu — tedy wypadałoby utrzymywać na tej zasadzie, iż ziemska cielesność bogatszym i szczytniejszym jest źródłem poetycznych natchnień, zagadkowy a nieograniczony świat duchowy.
Ma ta poezja mistycznej miłości, wszystkie warunki poszukiwane w poezji światowej: będąc duchową, nie przestaje być realną. Jednostronność ‘progresywna’, mająca nieudaną pretensję do wielostronności, powinna by już raz wyjść z ciasnego kółka swych poglądów, i częściej pytać o te źródła wiekuistej prawdy, z których tryska twórczość natchnienia i natchnienie twórczości.