Już bez tabu? to monografia ciąży i narodzin w polskiej kulturze i literaturze. Autorka w ciekawy sposób opisuje wiodącą poprzez skandale obyczajowe i literackie drogę od tabu obejmującego okres ciąży i poród do apoteozy ciąży i narodzin. Na kartach książki śledzimy zmiany, które zachodziły (i wciąż zachodzą) w szeroko rozumianej kulturze, oraz ich odzwierciedlenie w polskiej literaturze. W pierwszej, kulturoznawczej części monografii omówione są dotyczące ciąży i porodu przemiany społeczno obyczajowe (takie jak społeczny stosunek do pań w ciąży, do porodu i nowonarodzonych dzieci), rozwój medycyny (z zasady takich jej dziedzin jak położnictwo czy pediatria), feministyczne poglądy na temat macierzyństwa, a także wizerunek ciąży w języku potocznym (od etymologii słów do języka e mam) i w kulturze masowej. Część druga - "(Nie)wdzięczny temat literatury" - poświęcona jest literackim obrazom ciąży i narodzin. W tej części omówione zostały jednocześnie książki, których głównym tematem jest zagadnienie ciąży i porodu, jak i utwory poświęcone tej problematyce wyłącznie częściowo. Utworów takich jest w polskiej literaturze niewiele. Przez niemało stuleci zagadnienie to było w pełni nieobecne w literaturze. Do roku 1927, kiedy został wydany pierwszy utwór poświęcony ciąży i początkom macierzyństwa, zagadnienie to objęte było nad wyraz silnym tabu - podejmowanie go wywoływało skandal i wzbudzało wstręt. Na przełomie XX i XXI wieku natomiast ukazało się (aż) kilka książek podejmujących tę problematykę. Już bez tabu? to popularnonaukowa książka nie tylko bogata merytorycznie i pełna ciekawostek z wielu najróżniejszych dziedzin,także wciągająca jak najlepsza powieść!
FRAGMENT:
Warto przyjrzeć się także językowi, jakim posługują się matki w Internecie - na forach i blogach. Matki te, same siebie nazywające e-mamami, stanowią dość liczną grupę, pod wieloma względami (typowo pod względem językowym) wyjątkowo specyficzną. Poświęconych macierzyństwu dyskusyjnych forów internetowych jest nad wyraz niemało - zarówno samodzielnych, jak i tematycznych, będących częścią pokaźniejszych forów. Służą one wymianie doświadczeń, udzielaniu porad i wsparcia, samopomocy itp. Istnieją oddzielne fora dla pań ciężarnych, dla pań starających się o dziecko, dla matek wcześniaków, niemowląt, przedszkolaków, bliźniąt, trojaczków; oddzielne o porodzie, połogu, karmieniu piersią i butelką itd., itd. Jednym słowem - na takich forach można od innych pań dowiedzieć się wszelkiego, co związane jest z macierzyństwem. Jest jednak jedno?ale" - język. E-mamy nie piszą o dzieciach - piszą o "dzieciaczkach", "skarbeczkach", "słoneczkach". Wszystkie słowa, które można zdrobnić, są zdrabniane. W dodatku do ciąży nie dochodzi w wyniku zapłodnienia, ale "zafasolkowania", a płód określany jest mianem "fasolka". Nie używa się także słów "okres" ani "miesiączka" - zastępuje się je znakiem "@" (!), co jest chyba najmocniej znamiennym przejawem specyfiki tego języka (i zarazem pewnych zahamowań forumowiczek). Kolejnym tabu jest aborcja czy nawet samoistne poronienie. Nie mówi się o tym wprost - utratę ciąży opisuje się na przykład przy pomocy zdania "Mam aniołeczka w niebie". Identyczna sytuacja językowa ma miejsce na blogach - internetowych pamiętnikach opisujących dzień po dniu życie dziecka (choćby życie płodowe - istnieją bowiem blogi poświęcone ciąży i?fasolce w brzuszku"). Także tutaj uderza infantylizm użytkowanego słownictwa. Razi na dodatek infantylna szata graficzna - nadmiar kiczowatych lśniących składników, różu, postaci bajkowych itp. Co niebanalne, niektóre z tych blogów pisane są poprzez rodziców "w imieniu dziecka". Szczególnie znamienne sądane zamieszczane w rubryce "O mnie", przeznaczonej na parę słów o autorze bloga. Głównie cała ta wiedza streszcza się w jednym zdaniu typu "Jestem (szczęśliwą) żoną (najwspanialszego człowieka na świecie) i (szczęśliwą) matką (najwspanialszych skarbeczków/dzieciaczków na świecie)", często podsumowanym stwierdzeniem "Czy coś więcej trzeba pisać?". Tak jakby w momencie urodzenia dziecka przestawało być ważne, kim kobieta była w przeszłości, jej zainteresowania, doświadczenie, wykształcenie... A zaczęło się liczyć jedynie (!) to, że jest matką, a właściwie "e-mamą", "mamusią skarbeczków"... Współczesne matki spotykają się z tym oryginalnym, infantylnym językiem nie tylko w Internecie. Podobnym językiem bowiem przemawia do nich codzienne otoczenie: rodzina, znajomi, obcy ludzie, a choćby - co może dziwić - profesjonalne poradniki dla rodziców. Język czasopism charakteryzuje z reguły niepowtarzalne pomieszanie komponentów terminologii medycznej/psychologicznej/eksperckiej z infantylizmem wykorzystywanego słownictwa. Autorami artykułów w pismach poradnikowych są tzw. "eksperci" - lekarze, psychologowie, dietetycy itd. W ich autorytarny, fachowy żargon wpleciona jest masa zdrobnień i spieszczeń (typu "brzuszek", "maluszek", "pupcia"), co - w połączeniu z siłą autorytetu - powoduje, że niedoświadczone matki mogą poczuć się jak pozbawione własnego rozumu, bezwolne wykonawczynie niezliczonych eksperckich zaleceń (często zupełnie niewykonalnych i powodujących u pań lęki i obawy rodzaju "Nie jestem dobrą matką, bo nie czytam dziecku dwadzieścia minut dziennie, jedynie piętnaście, i to niecodziennie"). Pojawia się zatem pytanie, czy i jak - przy takim stanie językowym - pisać o ciąży, porodzie i wczesnym macierzyństwie? Dotychczas problem ten nie istniał - nie tylko o tym nie pisano, ale i nie mówiono. W dzisiejszych czasach, kiedy pozornie wszystkie tabu pozostały już przełamane, mówienie o tym doświadczeniu, będącym specyficznym połączeniem fizjologii, metafizyki i traumy, wciąż powoduje mnóstwo trudności. Trauma ciąży i porodu jest bagatelizowana nie tylko poprzez otoczenie,ponadto przez matki. W życiu rutynowym - w języku potocznym, na internetowych forach i blogach, w poradnikach - służy temu zwykle infantylizacja. W dalszej części pracy zostanie ukazane, w jaki sposób literatura wykorzystuje i przetwarza te ubogie środki językowe.
bezpłatny fragment: