Jeśli Frankenstein jest mitem, to natychmiast pojawiają się dwa pytania. O jaki mit chodzi?
I jaka koncepcja mitu jest konieczna, żeby rzucić światło na tę zarazem powieść filozoficzną?
Jak zrozumieć rewolucję francuską, gdy się jest Angielką, córką Williama Godwina, filozofa anarchisty, i Mary Wollstonecra, jednej z pierwszych feministek? Swój uznanie pomieszany z odrazą wyraża się wtedy, stwarzając potwora, który jest naraz arcydobry i straszliwie zły, ma coś z sankiuloty i coś z Napoleona. Tym potworem jest stwór z Frankensteina, ułożonego poprzez Mary Shelley w roku 1816. Jej powieść to lektura obowiązkowa dla ciekawych tego, jak rodzi się mit, jaką pełni funkcję, jak trwa.
Zaproponowana tu odpowiedź mówi, iż mit jest wyobrażonym rozwiązaniem rzeczywistej sprzeczności. Sprzeczności historycznej – naraz poparcia i odrzucenia rewolucji; sprzeczności dyskursywnej – opowieść podejmuje naraz dyskurs filozofii oświeceniowej i religijny dyskurs diabła; sprzeczności podmiotowej – zadaniem Frankensteina jest także odpowiedź na dziecinne pytanie: jak się robi dzieci?
Jean-Jacques Lecercle (1946) – profesor emeritus Uniwersytetu Paris Nanterre, na którym wykładał literaturę angielską, ciekaw się istotnie literaturą wiktoriańską. W swoich pracach występuje także jako filozof języka.
Fragmenty...
oferuję w tym miejscu nową definicję mitu. Mit jest nie tylko wyobrażonym rozwiązaniem nierozwiązywalnej sprzeczności rzeczywistej; jest on także urodzinnieniem (seksualizacją) okoliczności historycznych, tak jak z drugiej strony jest uhistorycznieniem okoliczności rodzinnych (seksualnych). Zresztą właśnie dlatego, iż mit ustanawia tego typu łączność między tym, co osobiste i tym, co historyczne, ma on zdolność trwania i odradzania się w nowych koniunkturach; czas struktur rodzinnych – których przypisywanie ahistorycznej naturze ludzkiej odrzucam – biegnie wolniej aniżeli czas wydarzeń politycznych, kulturalnych bądź ekonomicznych, które określają daną koniunkturę.