Dzieło nie jest traktatem filozoficznym w zwykłym rozumieniu tego słowa, czy choćby w tym znaczeniu, w jakim traktatami filozoficznymi są inne dialogi Platona (np. Uczta). Ani sam Sokrates, ani Platon ustami Sokratesa nie roztrząsają tu żadnych szczegółowych kwestii ontologicznych lub kosmologicznych, które zaprzątały wtedy uwagę greckich filozofów.
W argumentacji Sokratesa (zwłaszcza w jego rozmowie z Meletosem) można choćby dopatrzyć się błędów logicznych. Sokrates np. Niesłusznie twierdzi, iż nikt nie może świadomie dążyć do deprawowania innej osoby, ponieważ ta w końcu zwróciłaby się przeciwko niemu.
I w historii starożytnej i współcześnie można z łatwością znaleźć przykłady osób, które – zdeprawowane – szkodziły nie osobie odpowiedzialnej za jej zepsucie moralne, ale innym. Sokrates tylko pozornie zbija również drugi punkt oskarżenia, twierdząc, że nie można go oskarżać równocześnie o bezbożność i wprowadzanie nowych duchów.
W rzeczywistości Anytos, Meletos i Lykon nie oskarżali go o ateizm, ale o to, iż nie uznaje bogów, których państwo uznaje, czyli religii państwowej. Była to na pewno prawda. Jak powiedziano, religijność Sokratesa była nad wyraz głęboka, ale też całkiem innej – ogólniejszej i bardziej refleksyjnej – natury, niż u zwykłych Ateńczyków.
Jest również prawdą, iż Sokrates nie był zwolennikiem ustroju demokratycznego. Nie mógł zgodzić się z branym w Atenach za pewnik przekonaniem, iż obywatele w swojej większości reprezentują mądrość. (za Wikipedią).
