MACIEJ ŻURAWSKI – dziennikarz telewizyjny, reżyser filmów dokumentalnych. Autor powieści kryminalnych: „Czarna wołga", a także „Molo śmierci". STANISŁAW SZELC – Człowiek, mąż, ojciec. Satyryk. Artysta kabaretowy i radiowy.
Aktor teatralny i filmowy. Wielbiciel „Mistrza i Małgorzaty" Michaiła Bułhakowa. Pokaźny Wezyr wszelkiego, Krynica albo Lądek Mądrości. Ojciec Założyciel Stowarzyszenia Mędrców Wrocławskich. Jak rzyć – ku zdziwieniu być może niejednego Czytelnika pisownia absolutnie poprawna i nie należy mylić tytułu z kwestią znanego „paprykarza": Jak żyć? (chociaż...) – to książka lekka, nietrudna i przyjemna w formie, choć w treści czyhają pułapki w postaci odniesień do zdarzeń powodujących co najmniej refleksję.
Dzięki jednak niepowtarzalnemu poczuciu humoru Stanisława Szelca nawet te dramatyczne skądinąd sytuacje stają się „oczywistą oczywistością", by zacytować „klasyka" języka polskiego, stają się tym, czym są, wolne od jakże ciągle polskiego cięrpiętnictwa, a na drugim biegunie – co zdaje się współcześnie dominować – wolne od lansu.
także Maciej Żurawski, przepytując Stanisława Szelca, zadbał, byśmy w tym de facto wywiadzie rzece nie natrafili na nudną biografię. Są więc w książce i smakowite kąski z życia Stanisława Szelca, ale i nie tylko jego, a to już za sprawą licznego i barwnego kręgu jego znajomych.
A kogóż on nie zna! Wielu z nich wniosło pisemny wkład do książki, a wśród nich wynajdziemy postaci znane ze świata kultury, sztuki etc. Niewiele kto potrafi tak luźno i bezpiecznie dla odbiorcy zarysować kawał historii, tej polskiej, nie nadymając się przy tym.
Tak więc, kto ma naturę poznawczą – nie ma przeciwwskazań. Kto lubi wysublimowany humor – a jakże! Kto lubi plotki – no przecież wszędzie może je znaleźć… Wyszło na to, iż lektura dla każdego, a już ku szczególnej uciesze tych, którzy „zasłuchiwali się" w „Studiu 202", radiowej Trójce, zaśmiewali się do łez na występach kabaretu Elita czy także sycili się duchową strawą w trakcie spektakli Teatru Kalambur.
I niech tak będzie. Nie wiem, czy ktoś zdecyduje się napisać coś na kształt wstępu do tej książki, na wszelki wypadek zrobię to ja. Po pierwsze primo: kłaniam się nisko i podlizuję memu Przyjacielowi, obfitemu Urodą, Konstrukcją Fizyczną i Fantastycznym Poczuciem Humoru – Maćkowi Kaczmarskiemu, bez którego to wstrząsające dzieło umarłoby w jakiejś szufladzie na suchoty.
Natomiast po drugie primo pragnę zwrócić uwagę ewentualnych Szanownych Czytelników na fakt,typowo wykorzystywanym przeze mnie słowem jest wyraz „pamiętam" (i pochodne). Używam go, gdyż z radością stwierdziłem, iż pomimo zgrzybiałego wieku tak dużo pamiętam, lecz także ze zdumieniem odkryłem, że jeszcze cokolwiek pamiętam… Stanisław, z tego, co pamiętam, bodajże Szelc nadzwyczajnie wiem, jakie spustoszenie w organizmie zdrowego na pozór człowieka czyni nałogowe czytelnictwo, książek zwłaszcza.
Już jako małe dziecko popadłem w ten haniebny nałóg i od tego czasu ponosiłem same straty. Utraciłem włosy, za przyczyną chirurgów ślepą kiszkę i prostatę, a przecież wysmakowany dżentelmen tę ostatnią powinien mieć.
Dlatego apeluję, abyście, Drodzy Moi, nie zawracali sobie głowy tekstem między okładkami. Starczy, jeśli obejrzycie fajne zdjęcia. Nakłaniam natomiast do kupowania tego „dzieła", gdyż uzyskane w ten podstępny sposób środki płatnicze przeznaczę na hulaszczy tryb życia, w towarzystwie podobnych do mnie degeneratów.
Z wyrazami szacunku dla spektakularnych koni i szybkich kobiet Stanisław Szelc PS Ot sklerotyk, przypomniałem sobie, iż coś jednak mam – nienaturalne kolano mianowicie...