Wieki średnie – coś szarego, ciemnego, noc ducha. Tak określa się je w zwykłym pojęciu. W politycznej historii to czasy feudalne, wojny krzyżowe, państwo rzymskie, walka z duchowną władzą, a przed oczyma stają klasztory, mnisi etc.
Obraz szary, bez wyraźniejszych konturów. Ale tylko wtedy, gdy patrzymy z dala. Gdy bliżej, widzimy sporo szczegółów. Pominąwszy polityczną stronę, życie duchowe nad wyraz rozbudzone. Obfite wysiłki w celu uchwycenia tego, co nieraz nieuchwytne.
Po sobie następują szkoły, systemata, wre walka w łonie samego duchowieństwa, prądy ścierają się nie gorzej niżeli dziś. Prawda, że nad wszystkim góruje religia, później teologia, lecz jest ona jakby ramą, w granicach której najrozmaitsze obrazy.
A i poza tymi ramami jest jeszcze coś: filozofowie arabscy i żydowscy, a w Bizancjum jeszcze filozofują po swojemu. Co w starożytności płynęło kilkoma wybitnymi rzekami, to dzisiaj z jednej strony się rozlewa w tysięczne strumyczki, w których zwierciadle odbija się myśl ta sama: myśl teologiczna.
Dlatego również historia filozofii przeciętniewiecznej nie jest tylko historią samej filozofii, lecz musi tykać się teologii. Podobnie, jak historia pism jest związana z historią języków. Lecz ten brak ścisłej granicy nie jest przeszkodą, mylą się też ci, którzy nie uznają filozofii w wiekach przeciętnych.
Jest ona zależna od teologii, związana z nią, lecz jest. Gdybyśmy tu nawet mówili o upadku filozofii, to i epoki upadku mają swoją historię. (Fragment wykładu Kazimierza Twardowskiego z historii filozofii średniowiecznej, od Filona do IX wieku po Chrystusie)