„Prolegomena" Michała Choromańskiego – jak wszystkie pozycje tego autora – to książka niezmiernie atrakcyjna i niełatwa. Zaciekawia nie tylko egzotyką wewnętrzną (w tym wypadku rozszerzoną o egzotyką zewnętrzną: krajobrazu, flory i fauny, klimatu), zaciekawia także jako dalszy etap rozwojowy twórcy świetnej – przełożonej swego czasu na szesnaście języków obcych – „Zazdrości i medycyny".
trudna jest natomiast przez swoją zawiłą strukturę psychologiczną, poprzez właściwą autorowi metodę wypowiadania się wyjątkowo okrężnego, aluzyjnego, metaforycznego. Swym klimatem, a trochę i „tematem" (jeśli można o nim już mówić na podstawie pierwszej księgi) przywodzi na myśl „Turystów z bocianich gniazd" Straszewicza czy „Transatlantyk" Gombrowicza.
Jest jednak bardziej od nich zwarta, chciałoby się rzec „logiczniejsza" i – mimo wszystkich wspomnianych trudności – czytelniejsza. Zestawienie z utworami Straszewicza i Gombrowicza pozwala z grubsza określić „problem" tego utworu.
ale w wieloznacznej, niełatwej i zawoalowanej twórczości Choromańskiego określać precyzyjnie problemy jest nad wyraz niebezpiecznie – istnieje spore niebezpieczeństwo wulgaryzacji i uproszczeń – można żeby chyba zagadnienie „Prolegomenów" określić jak następuje: chodzi tu o ukazanie powolnej a nieuchronnej degeneracji ludzi oderwanych od ojczyzny, o ukazanie cyklu wyobcowania.
Zagmatwana fabuła aż kipiącą życiem, pełna celnie i satyrycznie zarysowanych sylwetek bohaterów służy i ośmieszeniu, i bolesnemu podkreśleniu bezradności, karłowatości istnień żyjących nie historią, lecz echem historii.
Wojna, hitleryzm, protest przeciw niemu, są tu nietwórcze, marionetkowe poprzez swą geografię marginesu, przez klimat egzotycznej wszakże, ale tylko prowincji, pozującej na metropolię. W tak zamierzonej książce pisanej poprzez Polaka, musiało oczywiście otrzymać się i Polsce, i Polakom.
Nie udziela im autor amnestii, przeciwnie, wydaje się, że oni na ogół są przedmiotem jego pasji obserwatorskiej i satyrycznej.