Akcja tej powieści toczy się na terenie prowincjonalnego polskiego szpitala w latach 30-tych XX wieku. Jej bohaterami są liczni, chorujący na mniej lub bardziej poważne choroby, pacjenci i lekarze i pielęgniarki.
Oprócz atrakcyjnej, nierzadko sensacyjnej i bulwersującej akcji i wyrazistych postaci, mamy tuinteresujące realia dotyczące ówczesnych metod leczenia. Tekst ten by się nadawał na scenariusz tak lubianych obecnie seriali szpitalnych.
AGNIESZKA „KOCZOWNICZKA" (2016): z ochotą sięgam po książki napisane kilkadziesiąt lat temu, bo można wśród nich znaleźć dużo perełek. Miło jest je czytać, miło polecać czytelnikom. Dziś chciałabym zwrócić Waszą uwagę na taką właśnie niesłusznie zapomnianą, niebanalną, piękną i niepodobną do żadnej innej powieść, czyli na „Szpital Czerwonego Krzyża".
Jej akcja niemal całkowicie toczy się na terenie szpitala, a bohaterami są członkowie personelu, a także pacjenci. Nazwy ich chorób brzmią strasznie: karbunkuły, sarkoma karku, flegmona łokcia, kamica nerkową, gruźlica kości.
Niektórzy są po amputacji nóg. Leżą ci nieszczęśnicy w łóżkach, dowcipkują i psocą niczym dzieci albo też jęczą, gryzą ręce z bólu, umierają... Rzecz dzieje się w dwudziestoleciu międzywojennym. Opisane przez Michała Choromańskiego obyczaje i sposoby leczenia to już historia.
Bohaterom robi się zastrzyki z heroiny, bronicznie chorzy przebywają w placówce latami, pań zgłaszających się na aborcję nikt nie nazywa zabójczyniami. Większość personelu mieszka na terenie szpitala, pielęgniarkami są siostry zakonne.
Student Reinhort, u którego przed kilkoma laty zdiagnozowano gruźlicę płuc i kości, został umieszczony w gipsowym korytku, wyniesiony na werandę – i od tamtej pory leży nieruchomo na dworze. Nawet zimą, nawet nocą.
W jednej ze scen przeczytamy o tym, jak potężna śnieżyca szarpie jego łóżkiem, a on, bezradny i w pełni samotny, próbuje ocalić życie. Akcja toczy się bardzo wolno. Siłą tej powieści są, ciągnące się niejednokrotnie przez dużo stron, opisy stanów wewnętrznych bohaterów.
Autor chorował na gruźlicę kości i płuc, wiedział więc wszystko o szpitalnej codzienności i uczuciach cierpiących ludzi. W swojej książce genialnie przedstawił lęk przed śmiercią, bunt, bezradność, różnorodne reakcje na ból fizyczny.
Pokusił się choćby o pokazanie lekarza w roli pacjenta. Człowiek ten, przedtem rozsądny, zaczyna zachowywać się dziwnie. Ukrywa przed innymi swój stan, operuje, choć niemal nic nie widzi i traci przytomność z bólu.
A co, jeśli skalpel wyślizgnie mu się z ręki? Czy jest aż tak nieodpowiedzialny? Nie, wyjaśnia Choromański, to nie nieodpowiedzialność. Uruchomiły się po prostu jego mechanizmy obronne; postawił sobie diagnozę, ale że była zbyt straszna, natychmiast ją odrzucił.
Uwierzył, iż nic poważnego mu nie dolega. Najciekawsza postać to według mnie Ksenio Brieg. Jest on serdeczny, łagodny, wciąż rozmyśla o pacjentach. Wydawałoby się, iż taki dobry człowiek to skarb, jednak mnóstwo osób męczy się w jego towarzystwie.
Choromański wiedział, iż czytelnicy lubią, aby obok sympatycznych bohaterów pojawiła się czarna owca, ktoś, kto będzie wzbudzał złe emocje, wprowadził więc doktora Chwaścińskiego. Cóż to za kreatura! Bumelant, cham; im więcej wódki wypije, tym chętniej robi operacje.
Książka została wzbogacona przemyśleniami autora na temat dobroci. Niektóre wydają mi się kontrowersyjne. Na przykład te: „Bo nauczyć kogoś nowoczesnać dobrze, to równie, co tego człowieka poniżyć"*.
Kończąc, dodam, iż pisarz posłużył się piękną, barwną polszczyzną. Czytanie napisanych przez niego zdań to ogromna przyjemność. Polecam! Projekt okładki: Marcin Labus